Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

Dalszy ciąg pamiętnika rozpoczyna się temi słowy:
„Trzeciego czy czwartego dnia, nie pomnę, starosta pohorelski odjechał, córkę jeszcze zostawując, ale zapowiedzianem jej było, że musi do Siemiatczy wprędce powracać. Mnie jakby kosą podciął, alem nie mógł nawet dać poznać po sobie, że mnie to obeszło: śmieliby się byli ze mnie, i na nią cieńby spadł głupstwa mojego. Księżna głośno użalała się nad położeniem sieroty i tem, że przepadnie tam u ojca, który ją wyda za lada szlachcica, który mu do jego bałamuctw dopomagać zechce; ale się opierać władzy ojcowskiej nie było sposobu. Nazajutrz po wyjeździe starosty widziałem ją w kaplicy Matki Boskiej i na drodze spotkałem powracającą, a po twarzy dojrzałem, że cierpiała. Tylko w niej nic po naszemu i po ludzku się nie wydawało: innaby zapłakana i przyciśnięta była, ta tylko piękniejszą jeszcze i wspanialszą, jakby ją boleść dojrzalszą, silniejszą uczyniła. Jakiś wówczas blask miała osobliwszy w oczach, powagę na czole, słodycz na ustach niezrównaną. Przy niej wszystkie inne służebnicami się wydawały, ta zawsze królową. Mijając gdym powracał z kościoła, a ona szła z Duninówną, pokłoniłem się, nie śmiejąc słowa rzec i byłbym minął je, bobym sam zaczepić