Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

owe dwie bryki przed ganek i ludzie siemiatyccy pakować zaczęli do jednej kufry z rzeczami, do drugiej mniejszy pakunek, wyścielając dla podróżnych siedzenie. O ósmej samej księżna jejmość wyprowadziła ją sama w ganek zakwefioną: siadła ona i ochmistrzyni, a konie ruszyły. Mignęła mi się tylko jej postać, po której schyleniu i ruchach poznałem, że płakać musiała. Nie wiem kto mi powiedział, żebym tam szedł, ale jakem stał, tak na prost ruszyłem do kościoła przeczuwając snać, że tam się zatrzymają przededrogą. Tak się i stało: nimem ja dobiegł, już bryki byty przed bramą, a panna Barbara z ochmistrzynią u kratek kaplicy. Ksiądz wikary ze śpiewaną wotywą na jej intencją wychodził właśnie; pokląkłem i ja zdala niewidziany, a gorąco modlić się począłem.
Pan Bóg mi to odpuści w liczbie innych grzechów moich, żem się w tej modlitwie, tak jakom był powinien, nie do niego obracał, a o ziemskich rzeczach myślał i smucił. Anim postrzegł jak się msza skończyła i ksiądz z patyną i błogosławieństwem na drogę czytanem, kropiąc święconą wodą do klęczącej przystąpił. Jedna kropla tej wody padła mi na twarz i byłbym jej za skarby świata nie oddał, bo mi się zdało, że Bóg mi nią także błogosławi na drogę życia, za przywiązanie, jakie