do niej w sercu mem miałem. Gdy wstały, i jam postąpił ku drzwiom sam nie wiedząc co czynię, ciągnąc za niemi ku brykom. Panna Barbara obejrzała się, zobaczyła mnie, uśmiechnęła się znowu smutnie, i w drzwiach kościelnych wstrzymała się chwilę, aby mi się dać ku sobie przybliżyć.
— Bądź pan zdrów — rzekła mi — a rączki księżnej pani ucałuj odemnie i powiedz, że łask jej dla mnie nie zapomnę nigdy... Ze łzami modliłam się za nią i za wszystkich dla mnie dobrotliwych...
Schyliła główkę, uśmiechnęła się, ale łzę miała w oku jasną i błyszczącą, a ochmistrzyni coś zamruczała, i słudzy podali jej rękę do wsiadania. Jeszcze raz z za kwefu czarnego błysnęły mi jej oczy, potem ruszyły z miejsca i ja zawahawszy się com miał począć, znowu do kościoła powróciłem. Lepiej się teraz modliłem, acz smutnie, prosząc Boga, żeby mi życie moje pozwolił poświęcić dla niej. Anim śnił żądać więcej, anim myślał inaczej, tylko tak jako sługa i niewolnik chciałem żyć dla niej i umierać gdyby było potrzeba.
W chwili kiedym to votum czynił, ksiądz inny wyszedł z mszą czytaną i wziąłem to za wróżbę przyjęcia ofiary, usłyszawszy przez niego wymienione wyrazy:
„Domine exaudi orationem.“
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/88
Ta strona została skorygowana.