Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

piero zadość uczyniwszy sercu, począł rozpytywać o dwór, księżnę i o moje tam badać sukcesa. Nie wiele co było rozpowiadać, ale i tego słuchano chciwie. A że musiałem szczegółowie dwór i życie jego opisywać, wspomniało się i o Szujskich: ojciec ręką machnął i rzekł: „próżniaczysko!“ Potem już tylko o sobie mówiliśmy. Kilka dni bawiąc u rodziców, że mi się teraz co innego po głowie snuło, a na dwór niebardzo powracać chciało, spiskowałem z bratem jakby to ojca namówić, żeby mi gdzie dzierżawę wziąść pozwolił za część tych pieniędzy, które mi u książąt Sapiehów wyznaczył; ale mnie jeszcze miał za zbyt młodego i kazał powracać nazad do Kodnia, odkładając to napotem.
Tak kilka dni zabawiwszy u rodziców, musiałem nazad powracać, choć mi się nie bardzo chciało. Starałem się tu dowiedzieć o pannie Barbarze, i jakoś do tego doszedłem przemysłem wielkim, żem dostał języka. Ksiądz z Siemiatycz przyjeżdżał do dziekana po oleje św., i tum go wypadkiem złapał, a nie puściłem póty, pókim z niego nie wyciągnął co było można. Starowina był gaduła, ja miałem powód rozmowy znając kniazia i jego córkę, i takem się cokolwiek pożywił. Pleban zrzadka wprawdzie bywał we dworze, bo się tam działy cudaki, które mu do smaku