Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

a uspokoić nie mogłem, póki nie wykonałem com pragnął.
Stało się to wcale niespodzianie i dziwnie, jak w życiu ludzkiem dzieje się wszystko w niepojęty sposób. Powróciłem do Kodnia ani przewidując co dalej być miało ze mną, i przesiedziałem tam znowu miesięcy kilka. W tym czasie gości było dosyć, przyjechał generał artylerji z Francuzami dwoma, był książę Radziwiłł, i innych wielu; dwór jakoś ożył i księżna zaczęła się na zimę wybierać do Warszawy na sejm, gdy jednego ranka, kiedym medytował co ja z sobą mam począć i co mnie spotka, czy podróż z kancelarją, lub pobyt w opuszczonym Kodniu, gdzieby mi nic innego nie zostawało jak z księdzem infułatem w marjasza grać i kaczki strzelać po błotach, a wilki ganiać po lasach; wpadł do mnie plenipotent księżnej, pan Zabokrzycki, naówczas chwilowo miejsce p. N. zastępujący.
Był to człowiek rzadkiej poczciwości i dobroci serca, a szczególniej dla mnie skłonny, i nie wiem czem na jego zasłużyłem łaskę, bom mu się nie miał czasu dać poznać i przeczuwał chyba, że go szacuję. Mało jest prawników takich jak on na świecie, całe życie się bawił w Lublinie i Piotrkowie przy trybunałach, stamtąd go pan Lipski, jego