Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

się musiałem i leżałem dni kilka jak kłoda bez duszy. Znalazłem się dopiero czwartego dnia słaby i kaszlący, a we dwa tygodnie ledwie powoli do siebie przyszedłem.
Szanując dawne rozporządzenia ojcowskie, anim pomyślał z majątkiem inaczej postąpić tylko tak jak on pragnął. Brat zresztą z gotówki dał mi zaraz na moje potrzeby i gospodarstwo, bom już nie chciał powracać do Kodnia. Wziąłem dzięsięć tysięcy i ułożyliśmy się o resztę jak jemu i mnie było dogodnie. Matka dała mi wolność czynić cobym żywie chciał, tylko żebym się nie oddalał, a mnie też zaraz kolnęło w okolicy Siemiatycz czegoś sobie poszukać.
Kiedy się to dzieje, jakby z woli Bożej przyjeżdża do nas dziekan, który tam bywał często i powiada słysząc, że matka o mnie się frasuje, iż słyszał od siemiatyckiego proboszcza, jakoby w Pohorełem, właśnie gdzie było starostwo Szujskiego, w tej samej wiosce o pół mili od Siemiatycz, była dzierżawa do wypuszczenia część J. M. panów Siemiaszków. Ci w Warszawie bawili oba, a tu posesor dawny umarł, po którym część dogodna i dobra za tanie pieniądze do wzięcia zostawała. Poznałem w tem wolę Bożą wyraźną i łaskę jego nademną, że mi się to tak złożyło, a pewien już, że mnie to nie minie,