Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

usunięty stołeczek pod nogi i wesołą, łatwą rozmowę nieustannie przerywał, dopytując o jej zdrowie, wynosząc anielską starej cierpliwość — jedyną może cnotę jakiej poczciwej kobiecie brakło. Widać było, że ta strategja pospolita trafiła jednak do celu, bo pani Żacka bardzo dobrze przyjęła gościa i była z nim zupełnie swobodną. On ją też bawił, a obojętność córki dla niego, może w nieodgadnionem sercu matki, zanim także przemawiała. Wszystkie matki są trochę zazdrosne: zdaje im się, że miłość ku obcemu odejmie coś od winnego im przywiązania.
Alfred równie swobodny i wesół, choć się parę razy obejrzał oczyma szukając Justysi, która nie przybywała, utrzymywał ciągle rozmowę, nie dając poznać po sobie czy to na nim jakie robiło wrażenie. Widać było jak usilnie pragnął zabawić gospodynię: prawił jej nowinki z sąsiedztwa, pobudzał do śmiechu, i nie oszczędzał łatek nikomu z bliższych znajomych.
— Nowin masa — mówił szybko — nie wiem tylko czy je wypowiedzieć potrafię i uporządkować jak należy. Pocznę od mojego stryja, jako od najbliżej mi nieznajomego.
— Jak to? nieznajomego?
— Nie inaczej, najmniej znamy zawsze najbliższych... to aksiomat.
— Ale czy się o stryju mówić panu godzi?
— Kto ma szczęście takiego jak ja stryja posiadać, jakże nie ma o nim choć mówić? bo innego użytku z tego Bożego daru trudno uczynić.
— Jakiś pan złośliwy!
— Ja! pani! Przecież choć pośmiać mi się z niego, pośmiać! zwłaszcza, że nie podobna aby się z takiego