Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłem i od folwarku, właśnie wtedy gdy tam gość ten co był we dworze, do Boikowskich zajeżdżał.
— Jak to? był u nich?
— I jest jeszcze podobno, więcej godziny.
— Alboż ekonom w domu? wszak miał jechać do miasteczka?
— I pojechał, ale ekonomowa u siebie — rzekł Jan i odchrząknął wyraziście.
Stanisław głową pokręcił.
— Pójdźno zajrzyj — rzekł — czy jeszcze tam stoi jego bryczka?
— A potem mi dacie kieliszek mój wieczorny? bo bardzo jakoś od wilgoci tej kręci w żołądku.
— Dam, dam ci kieliszek, który ci się słusznie według umowy należy.
— Idę, panie Stanisławie, ale darujcie mi, tylko słowo. Czy u was nie ma we dworze teraz większych kieliszków? to naparstki, z przeproszeniem. Jakiem był jeszcze kredencerzem, pamiętam jedne z gwiazdeczkami — ot to były! — szlacheckie! co się zowie; teraźniejsze szkło djabła warte!
Westchnął stary sługa.
— Janie, dość o tej wódce — rzekł surowo.
— Wszakże już idę — przerwał opojus — idę i natychmiast powracam. Co prawda to prawda, te z gwiazdeczkami były co się zowie kielichy i wódkę w nich dawano... Słowo onoru!
Zwinął się w istocie prędzej Jan, niżeli się można było po jego kuli i nodze spodziewać; powrócił z doniesieniem, że bryczka stała jeszcze przed folwarkiem. Zamyślił się Stanisław i poszepnął z cicha.
— Dobrze i to wiedzieć.