Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie zawsze widzisz z temi grzecznościami udaje mi się; dziś pan Stanisław o mało że mnie nie wyłajał za grzeczność.
— Bo też wybrałeś się do niego z pieniądzmi nie radząc się mnie. Kto tak robi! To stary kutwa pieniężny, nie dba wcale o podarki i nie bierze ich. Jegoby nam się pozbyć potrzeba; mąż mój już pracuje nad tem i w ostatku dokaże, jestem pewna.
— Widzę, że mąż twój tutaj wszechmocny.
— Mąż mój — przerwała uśmiechając się ekonomowa — między nami mówiąc, on tylko to robi co ja mu każę — bezemnie i mojego kierunku trzech groszyby nie był wart.
— O tem wiem, moje kochanie; powróci on dziś do domu?
— Wątpię, wyprawiłam go do miasteczka, wiedząc, że masz być tu dzisiaj, i tyle mu tam dałam do roboty, że ciężko, by do wieczora podołał. Opóźniłam jeszcze umyślnie jego wyjazd.
— A wiedział, że tu mam być?
— Coś tak z lekka mu napomknęłam; widziałam że nie bardzo chciało mu się jechać, bo zawsze ma nas w podejrzeniu, ale ze mną nie przelewki, musiał!
Alfred się zadumał.
— Nie psujmyż sobie sprawy — rzekł — trzeba mi jechać.
— Mógłbyś śmiało zostać jeszcze.
— Powiedzą mu ludzie, że tu siedziałem tak długo.
— I cóż z tego?
— Będzie ci robił wymówki!
— On, mnie! nie śmie! Zakrzyczę go, zahałasuję; w najgorszym razie od czegoż płacz i mdłości! Jak się