wielką, która przypomina czasem amerykańskie puszcze, czasem coś od nich straszniejszego. Przebywasz okolicę nie nazwaną, bezimienną, dwutwarzą, zakrawającą na Wołyń i przypominającą Polesie, i obudzasz się na płaszczyźnie płowej lub szarej, w dali już okolonej sinemi bory, przeciętej groblą, która się wije wśród kępiastego błota; widzisz gdzieś z dala dymy oznajmujące wioskę, tu znowu krzyż zbutwiały obwieszony płachtami ofiarnemi, karczemkę czarną i na pozór pustą, wśród rzadkiej choiny zasiadłą, kilka grusz rozpierzchłych w polu jak stado owiec rozegnane przez wilka — jesteś na Podolu.
Nie potrzebuję może przestrzegać was, mili czytelnicy moi (bo mam nadzieję, że własny kraj staraliście się poznać z bliska), iż Polesie jest nie jedno, że to nazwanie stosuje się u nas do kilku mniej więcej obszernych przestrzeni kraju wielce od siebie różnych, i że przenosimy się z tobą w takzwane Polesie wołyńskie.
Ktoby dumać nie umiał, mógłby się tu nauczyć: tu wszystko, zda się, zadumane głęboko, od ludzi począwszy do drobnej trawki, która na piasku smętnie się kołysząc, marzy o ciszy co ją otacza. Milczenie wywołuje dumę, a więcej jeszcze te szumy niewyraźne, stłumione, które na tle ciszy powszechnej, śpiewają wielką, nieodgadnioną pieśń stworzenia (przyznać potrzeba) dość ochrypłym głosem. Najmniej ze wszystkich chórzystów słychać tu człowieka, a przyrodzenie w całej sile odzywa się, tłumiąc słabe i rozpierzchłe jego wykrzyki. Ono tu jeszcze panem i przemawia autokratycznie, bo nikt nie może zgłuszyć przeważnej jego pieśni. Cisza przed-adamowa szeroko padła na tę zaczarowaną, zda się, ustroń; wśród niej słyszysz dziwnie smętne, dziwnie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —