— Zgadujcie jeśliście mądrzy.
— W pisarzu prowentowym?
— Wyżej mości panowie.
— W ekonomie?
— Żonaty.
— Nic przecie nie szkodzi.
— Wyżej mości panowie.
— W kuratorze magazynowym?
— Wyżej jeszcze.
— W pomocniku?
— O! poszliście złą drogą, nie zgadniecie już widzę.
— No, to powiedz po prostu.
— W poecie!
Wszyscy się mocno śmiać zaczęli, prócz Alfreda, który wąsa musnął z niechęcią widoczną.
— Dałbyś pokój tym żartom, — rzekł serjo bardzo; — Bóg wie co pleciesz, a ludzie pomyślą żeś tego z palca nie wyssał.
— Bom i nie wyssał, tak jest!
— W jakim-że poecie?
— A! przecież jednego tylko mamy na cały powiat, w Bolku.
Wszyscy spojrzeli na Alfreda, który wargi zagryzł i począł udawać, że gra z wielką uwagą.
— Dość tych żartów! — szepnął sucho, — proszę cię, dosyć tych żartów.
— Ale to nie żarty.
— Żarty! — dobitnie rzekł Alfred.
— A! jeśli koniecznie chcesz, niech-że będą żarty! — odparł ze śmiechem pierwszy. — Basta!
Wszyscy umilkli, kilka ukośnych spojrzeń padło na Alfreda; on grał zajadle i wściekle przegrywał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.