Nabywał zboże, skóry, bydło, konie, frymarczył dziegciem, smołą, najmował robotników, kupował wełnę, robił kontrakty o wódkę, żadnego nie opuszczał jarmarku, kręcił się od wsi do wsi, od dworu do dworu, z miasteczka do miasteczka; bywało pół roku czasem, że się nigdzie nie pokazał. Nagle potem zjawiał się ze swoją biedką i bułaną szkapą, a nikt dojść nie mógł, gdzie przez tak długi czas wędrował.
Sura Juchimowa tajemniczą była jak sybilijska wyrocznia; ona sama mogła poprawić opinję wszystkim kobietom o wielomowność posądzanym od wieków, nie mówiła bowiem prawie nigdy, a jeśli się odzywała, to pół słowami i w pochmurnej zadumie, nieustannie się krzątając z kąta w kąt, ciągle coś robiąc, to koło dzieci, to koło gospodarstwa, to w piecu; jak zaklęta, na zapytania skinieniem głowy, ruszeniem ramion, ręką tylko odpowiadała. Była to otyła i podżyła już żydowica, z twarzą posępną, niemal poważną i miną pogardliwą. Cały świat traktowała z góry i dumnie, nie wyjmując panów nawet, i usługiwała wszystkim jako gospodyni karczmy, ale nie bratała się z nikim. Do dzieci nawet własnych rzadko słowo wyrzekła, najczęściej karciła je i prostowała raczej ręką niż ustami. Ludzie tak już wiedzieli o jej nałogu milczenia, że jej nawet nigdy pytań nie zadawali. Nieustanną czynnością sowicie zresztą płaciła za milczenie uparte, i nie wiem czy kto nad nią niezmordowańszy był w pracy. Jak świt na nogach, z alkierza do izby, z izby do sieni, z sieni do obórek i chlewów włóczyła się, kłapiąc pantoflami do północka. Kury piały a Sura jeszcze jak widmo kręciła się po karczmie. Nie wiem czy ją kto widział siedzącą; rzadko posługiwała się kim w najcięższej robocie, sama wszystko
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —