belfera, poprawiający niesforne intonacje bachurów, recytujących wśród ciągłych zachłystywań lekcję z Miszny.
Kalanka obejrzał to wszystko rzutem oka, poszedł do stołu, rzucił nań czapeczkę i fajkę, a sam przeciągnął się na ławie. Po chwilce sam Juchim przyniósł mu kieliszek, którego nóżka lakiem przytwierdzona była, i flaszeczkę do szyi mającą przywiązany sznurkiem wysłużony korek, drugiemu już podobno pokoleniu wódkę od zwietrzenia zachowujący.
Sura z wielkim pospiechem, jakby jej ciężko było od bardzo ważnych odrywać się zatrudnień, pokrajany w kostkę chleb i szczyptę soli postawiła na stole milcząc i zaraz odeszła.
— Za twoje więc zdrowie Juchimie! — zawołał Kalanka wychylając szabasówki; splunął potem, zakąsił i dodał:
— Dalibóg wódka nie zła! nie zła!
Żyd szydersko się rozśmiał i postawił ją na stole; poczem założył obie ręce za pas, poprawił jarmułki i zapytał:
— Jasny pan z miasteczka powraca?
— A toż wiesz, od pana pomocnika! Niedoimki, a niedoimki pokoju mi nie dają; musiałem go uprosić, żeby mi pofolgował!
— To bardzo dobry człowiek! — bąknął żyd mrugając oczyma i pokazując zęby.
— Aha! dobry człowiek! — rzekł Kalanka — ale mój owies jeszcze lepszy od niego.
Juchim rozśmiał się znowu.
Kalanka obejrzał się, westchnął i ku oknu rzucił okiem.
— Dawno tu był Boikowski? — zapytał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —