które pani Boikowska zajmowała przed chwilą na kanapie, roztwarta książka świadczyła o jej szlachetnem zamiłowaniu w literaturze. Czytała, niestety! Żyda tułacza!
Zresztą nigdzie nie widać było śladu zajęć gospodarskich, a nawet kalendarz ze ściany absentować się musiał, wygnany, jak się domyślam, dla swych staroświeckich okładek.
Drugi obok, mniejszy, ciemny pokoik sypialny, równie starannie przybrany, nie był też przeznaczony do pracy; mylę się, stała tam na widoku najpożyteczniejsza a najkosztowniejsza z robót kobiecych: zaczęta w krosnach kwiecista na kanwie poduszka.
Drzwi mniejsze z bawialnego pokoju wiodły do kancelarji pana Boikowskiego, izdebki przyozdobionej kolekcja nahajek, zbiorem cybuchów i kilką parami wykrzywionych butów. Stojący tu stół, obryzgany atramentem, zarzucony regestrami i raportami, zdobił kalendarz, sennik, linja i szczotki do włosów. Naprzeciw jeszcze była piekarnia, czeladna izba, kuchnia, gdzie synek państwa Boikowskich, którego wychowaniem sama pani, dla słabego zbyt zdrowia i rozdrażnionych nerwów, zatrudniać nie mogła, cały dzień spędzał w towarzystwie ochoczo mu posługujących pastuszków. Dziecię ekonoma wprawiało się tu do przyszłego stanu swego, targając ich bezkarnie za włosy i bijąc po policzkach, gdy mu przyszła fantazja.
Państwo ekonomowstwo weszli tymczasem do bawialnego pokoju; ona rzuciła się na kanapę, przygasłą rozdmuchując fajkę, on przed nią w dosyć uniżonej pozostał postawie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.