dobroci i cierpliwości. Nie była to nigdy piękność, ale i w latach pięćdziesięciu ślady zostały, że się podobać mogła. Dobroć ma to do siebie, że wyryta na twarzy, nad wszystkie przymioty serca ku sobie pociąga. Jasno-blond włosy, jasno-niebieskie dziś zbladłe już oczy, usta uśmiechnięte, powaga poczciwości oblekająca postać całą, pomimo ubogiego stroju i ułożenia pokornego, mimowolny dla niej budziły szacunek. Ona i młoda ekonomowa były istotami tak sobie sprzecznemi, tak z różnych elementów złożonemi, że najmniej przebiegłe oko, zgody i przyjaźni między niemi na chwilę przypuścić nie mogło.
Na powitanie pani Boikowskiej wymuszone i szyderskie, które ona postępując ku drzwiom, z przyciskiem powtórzyła raz jeszcze:
— Cóż to za szczęście, że możemy powitać u siebie pannę Kunegundę? — klucznica, gdyż to był urząd dzisiejszy przybyłej, odparła bardzo spokojnie, z lekkiem tylko ramion poruszeniem:
— Żadne to szczęście, moja Jejmość; przyszłam tylko prosić pana Boikowskiego, bo od dawna oczekują na niego we dworze.
— Toż powinniście wiedzieć, że się nie mogę rozerwać — żywo ofuknął ekonom; trudno wszędzie być razem. Nigdy mi i odetchnąć nie dacie nawet. — Ruszaj do dworu, pani woła! — Dobrze waćpannie, co sobie z garderoby do spiżarni, a ze spiżarni do ogrodu, zdrowaśki odmawiając, spacerem się przejdziesz... dobiedz kiedy pani woła, ale ja nie mogę jak lokaj czekać na rozkazy w przedpokojach.
Panna Kunegunda wysłuchała całej tej perory, popatrzała, nic nie odpowiedziała, zawróciła się i wyszła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.