Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech jaśnie pani raczy mi darować, jeśli mnie uniosła żywość moja, ale niewiara srożej wszystkiego boli. Życie moje i zdrowie chętnie i ochotnie dla jaśnie pani poświęcam. Bóg świadek, że staram się jak mogę; jedynie przez gorliwość, przez przywiązanie, choć miałem lepsze kondycje, a wolałem tu zostać.
— Bardzo ci dziękuję, wierzę ci kochany Boikowski, szanuję ciebie, jesteś najpoczciwszy człowiek, ale się popraw z tej niepotrzebnej drażliwości; wszakżem ci nic takiego nie powiedziała.
— Ja dla jaśnie pani w ogień i w wodę gotów jestem.
— Dziękuję ci serdecznie; jeśli ja nie potrafię, Bóg ci to nagrodzi — przerwała szybko sędzina; — ale proszę wróćmy już do tego o co pytałam. Żyta więc nie ma?
— Magazynowe to jest, ale tego ruszyć nie można.
— A! to więc sterty magazynowe?
— Pszenicy także nie ma.
— Spytałabym cię o przeszłoroczną stertę, ale znowu...
— Ja już nie śmiałem o niej wspominać, żeby jaśnie pani nie martwić.
— A cóż się z nią stało?
— Myszy całkowicie ziarno pojadły.
— Doprawdy! całkowicie powiadasz?
— Sama plewa i otręby; nie tylko to u nas tego roku taka szkoda, ale i po sąsiedztwie wszędzie. Musiałem ją na poślady obrócić.
— To wyraźne nieszczęście; ale poradź-że mi co mam zrobić; wiesz, że ja twoją szczerą i poczciwą radę cenię.
— Prawdziwie, nie wiem zkądby to wziąć; chyba już u Juchima.
— Masz rację, weźmiemy u Juchima.
— Ale u niego już i tak dwie raty naprzód wzięte