znajdował. Panna Aniela nic o tem jeszcze nie wiedziała; dla pokrycia umowy, którą do czasu stary hrabia chciał mieć tajemną, dawano bale i przypuszczano młodzież, nie broniąc nikomu wstępu do gościnnego i otwartego domu podkomorstwa. Józef Żacki, sąsiad bliski, począł bywać coraz częściej, i niepostrzeżenie, bo go nikt nawet nie posądzał o staranie, wkradł się do serca panny.
Nie dziw, był to choć ubogi ale wielce już naówczas szanowany, prawy, szlachetny i miły człowiek. Do powierzchowności ujmującej, do słodyczy pełnej twarzy, łączył charakter wzniosły, energję wielką i dobroć niewyczerpaną, rzadkiem szczęściem połączone razem. Wśród młodzieży szalejącej, durzącej się zabawą bez celu, hulającej ze stratą drogiego czasu i drogich często talentów, on jeden wyróżniał się korzystnie. Oddany pracy i ukształceniu się pożytecznemu na przyszłość, którą sam sobie budować musiał, usposobiony do czynnego życia, Józef Żacki skromny i cichy nie rościł wiele, nie marzył o nadzwyczajnych powodzeniach i naprzód powiedział sobie, że żadnej nagrody od losu za to co dla siebie uczyni, co dla ludzi zrobi, żądać nie ma prawa.
Jakkolwiek podobała mu się panna Aniela, nie przyszło mu na myśl nigdy, by się z nią mógł ożenić; oceniał dobrze położenie swoje i nadzieje podkomorstwa, pojmował czego rodzice życzyć mogą dla córki, i jedyną oznaką jego przywiązania do pięknej podkomorzanki było, że w ciszy serca zapowiedział sobie: — Nie znajdę takiej i drugiej, bo nie ma ich dwie na świecie... a więc się nie ożenię.
Jak piorunem raziła go w początku nadzieja, którą wyczytał w oczach panny, potem wyraźniejsze coraz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.