Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

dnały mu zaufanie wszystkich i wybrano go na sędziego, nie pozwolono spocząć chwili. Żacki nigdy nie miał odwagi odmówić swej pomocy, porady, pośrednictwa, gdy ich kto zażądał. Chwytany na wszystkie strony, częstokroć swojego szczęścia swobodnie użyć nie mógł, bo ledwo progu nogą dotknął wracając z jednej strony, już go oczekujący nań w drugą ciągnęli. Ubodzy zwłaszcza pewni zawsze że im ani czasu, ani pieniędzy dla dźwignienia ich nie odmówi, cisnęli się tłumami do Zaborza. Piękny to był widok, ale ciężkie życie.
Coraz częściej chora Aniela stękała na te męża podróże, na ciągłe jego z domu wycieczki, na wieczne dla drugich poświęcenia a zapomnienie o sobie, które majątek i droższe nadeń szczęście domowe pochłaniało; Józef ją zawsze, z łagodnością sobie właściwą, pocieszał pogodnem obliczem, myślą że spełniają to, do czego są obowiązani.
— Ależ czasby, drogi Józefie, pomyśleć nam o sobie! — mówiła po cichu Aniela.
— My myślmy o ludziach tylko — odpowiadał Żacki — a Bóg za to o nas radzić będzie.
I całował ją w czoło uśmiechając się, pocieszając opowiadaniem tego co uczynił, radując się przysporzonem dobrem bliźniego. Tak mijały lata błyskawicą, i oboje podstarzeli w cichem szczęściu u kolebki Justysi. Żacki nie mógł już wyrzec się stanowiska, jakie mu zaufanie i miłość ludzka wyznaczyła; szło więc wszystko po dawnemu, jednakowo. Mylę się: sił mu ubywało, a zadania się zwiększały, bo wzrastała sława jego poczciwa i wiara w niego powszechna. Całemi miesiącami niekiedy w dalekiej stronie siedzieć musiał, pracując ponad godzeniem waśni, nad ugaszeniem sporów od-