wiecznych; niespokój o żonę i dziecię, nieustanne natężenie umysłu, poczęły dotąd silną jego budowę rujnować. Żacki zachorował a raczej słabnąć począł i z sił opadać. Nie uważał przecie na to i chciał wytrwać do końca.
Przybywszy raz z Wołynia do domu, od biednej wdowy i sierót, których sprawę z możnymi męża jej krewnymi popierał, rozchorował się tak, że się w łóżko położyć musiał, pierwszy podobno raz w życiu. Wielki i okropny był przestrach w Zaborzu: rozesłano po lekarzy na około, ale nim nadjechali, poczciwy Żacki już nie żył. Nie potrafimy odmalować boleści biednej, nieszczęśliwej wdowy; była chwila w której obłąkana prawie, przeklęła świat i ludzi.
Trzy dni, w przeciągu których przygotowywano się do pogrzebu, siedziała na ziemi u łoża zmarłego męża, nieruchoma, osłupiała, trzymając zimną jego rękę i okrywając ją pocałunkami. Gdy przyszło kłaść go w trumnę, omdlałą oderwać musiano siłą.
Lekarze zwątpili o jej życiu, tak silnie wstrząsnęła nią ta strata nie nagrodzona, zostawująca ją samą jedną na świecie, bo rodzice oboje dawno żyć przestali. Dziwny wypadek wrócił jej jeśli nie siły i zdrowie, to przynajmniej trochę uspokojenia, przytomności, ochoty do życia. — Sędzina opowiadała, że we śnie pokazał jej się mąż, z wyrzutem gorzkim i żalem na zapomniane dziecię, dla którego ma obowiązki; — ujął ją za rękę, powiódł do łóżeczka Justysi, dał w dłoń książkę nabożną, rozwartą na godzinkach o opatrzności, i dotknąwszy jej czoła zimnemi ustami, zniknął.
Nazajutrz po tym śnie, sędzina wstała, zbolała jeszcze ale przytomna, i pobiegła do dawno zapomnianego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.