Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

tni raz... Na co mam kłamać, wy wszystko wiecie... prawda, że mnie ta szelmoska gorzałka pociągnęła, że mnie te juchy żydy obdarli, ale com leżał w rowie to nie moja wina.
— Jak to nie twoja? a po cóżeś się upił?
— To prawda żem się upił, alebym był tak nie leżał, żeby nie djabli...
Stanisław nieznacznie się uśmiechnąwszy ruszył ramionami.
— Djabli, — rzekł, — znowu djabli! zawsze składasz na nich; najgorszy djabeł to twój nałóg obrzydły, który już z ciebie zrobił żebraka, a uczyni ci gorzej jeszcze, bo cię wiekuiście potępi. Djabła trzeźwy krzyżem odpędzi, pijany nie może ręki podnieść; wie to szatan i włazi na niego bezkarnie. Po cóż pijesz?
— Czyżbym ja pił żeby nie djabli? — odpowiedziała głowa z za drzwi. — Pozwólcie mi tylko wszystko wyspowiadać jak było, a sami zobaczycie...
— Nie wchodź tylko, bo mi izbę zasmrodzisz; prześmiardłeś wódką i zgnilizną jak stara kufa; otwórz drzwi i stój na progu.
Posłuszny żebrak puścił klamkę, roztworzył drzwi i ukazał się w całej okazałości. Norblin byłby go radośnie pochwycił na blachę, taki to był malowniczy obraz nędzy, spodlenia i zezwierzęcenia ostatecznego. Głowa zapowiadała resztę, ciało nie zadało jej wcale kłamstwa. Pokręcony, pogięty, zgarbiony, złamany żebrak opierał się na kiju i kuli; noga jedna wlokła się za nim bezwładna, grubo obwinięta łachmanami; drugą wpół nagą, ozuwał zrobiony ze starego buta trzewik i oszarpane spodnie. Jakiś nieopisany szczątek odzienia, niezliczonemi łatami okryty, wisiał mu na grzbiecie; ręce resztka tylko zdartej wniwec koszuli osłaniała.