pnej. Dalej Boikowski, w największem rozdrażnieniu i gniewie jak opętany miotał się, usiłując rozwiązać, a coraz tylko mocniej obrzynając sobie ręce sznurami.
Ohydne było to bezsilne rzucanie się złoczyńcy, który chwilami otwierał usta, by łajać Alfreda, żonę, kląć ich, grozić zemstą całemu światu, to znów upokarzać się, błagać, stękać i płakać, choć go nikt prócz wspólników nie słuchał. Alfred ze wzgardą niekiedy tylko poglądał ku niemu.
Juchim z ciekawością filozofa-badacza, ucho przykładał do szpary w ścianie i podsłuchiwał uśmiechając się z szelestów, szmerów, wykrzyków swoich więźniów.
— Dobrze wam tak — powtarzał — dobrze tak! łotry, gałgany, rabusie, a wielkie panowie. A waj! Otoż wam teraz turma! Gite nacht! Dobrze wam szelmy! to za moją wódkę, to za moje pejsy, to za moje wszystko...
Sura z oka nie spuszczając Fruni, która zanosiła się od płaczu, wołając: — Jam niewinna! ja nieszczęśliwa! — swoim zwyczajem dreptała z kąta w kąt, przenosząc garnki, ustawiając rynki, wałkując łokszyn, jak gdyby nic tak dalece nadzwyczajnego się nie przytrafiło. Bachury wyglądały jak stado gęsi, do którychby kto strzelił; belfer nic nie rozumiał, ramionami ruszał i już brał się do gamu, z wielką pogardą dla goimów, którzy mu naukę jej przerwali.
Zmora, piastujący chwilowo dostojność stróża więzienia, był nią dosyć dumny i namyślał się wcześnie jak o tem wszystkiem opowiadać będzie potem. Naścia dumała, czy Sura nie dopatrzy się ubytku w flaszy, bo wśród popłochu i wrzawy powszechnej, dobrała się do niej, dla dodania sobie serca i pół kwarty wychyliła.
Taki był obraz Zapadni, gdy syn Juchima siadł na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.