fred tylko, jakby mu wszystko było już obojętnem, leżał na słomie z zaciętą wargą, niemy i nieruchomy; kozacy szeptali z sobą, on ich nie słyszał. Boikowski klął i jęczał; głos jego obijał się próżno o uszy Kalanki.
W izbie Sury Frunia, ze spuszczoną na piersi głową dumała we łzach; widać jakiś promień nadziei jej świtał, bo mniej już rozpaczy widać było w zapłakanych oczach. Sura włóczyła się milcząca; Juchim potrząsając ramieniem i głową, mrużąc oczyma, śmiejąc się, to stawał pod piecem grzejąc pięty, to latał po izbie. Belfer spał z uczoną, stanowi swemu właściwą obojętnością, która mu sprawami goimów a do tego współczesnych i żyjących, zajmować się nie dozwalała.
W sieni, do której wychodziły drzwi z komory, dwaj ludzie zostawieni przez Derewiańskiego wartowali, znużeni widocznie, zaprzestawszy gawędy, do której napróżno Zmora ich wyzywał. Ten, fajkę paląc towarzyszył im ochoczy, wesół i do tego stopnia ożywiony wypadkami, że kilka razy ciupnął siekierą w drzewo z dobrej i nieprzymuszonej woli, co mu się nigdy nie trafiło. Naścia przędła pod piecem udając trzeźwą, ale zamiast nici poślinionemi palcami kręciła powietrze, a wrzeciono oddawna leżało na ziemi. Za wszystkie czasy byłaby teraz naprzędła, gdyby jej się udało lnu pochwycić, bo śliniła co chwila palce a kręciły się jak nigdy żywo i mocno... Sura jeszcze się niczego nie domyślała.
W dali szumiał las głucho, jak gdy nocami bór rozmawia z niebem... to wichrem świsnęła chmura, to szelestem gałęzi odpowiedziały jej drzewa... i znowu milczenie, i znowu szepty tajemnicze...
Juchim stanął i ucha nadstawił — bo coś w dali
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.