Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Juchim rzucił się do drzwi, Naścia z kądzielą za nim, Belfer zerwał się z ławy, dzieci z pościeli, Sura upuściła garnek i rozbiła nadzieję wieczery; Zmora z siekierą, okrutnie wrzeszcząc, wyleciał także, pobudzili się od hałasu stróże, ale Frunia już była zni kła
Okrutny zamęt powstał w karczmie. Juchim, któremu widać chodziło o jeńców, zapaliwszy drzazgę przyskoczył niespokojny do drzwi komory, te były zamknięte i dobrze podparte. Coś go jednak tknęło, odwalono drąg, otwarto je i wszyscy krzyknęli.
W komorze leżał jeden tylko ekonom, zwijając się wściekły z gniewu.
— Gwałt! gwałt! — porwał się żyd za włosy — co to się stało? ja będę odpowiadał! ja zginiony! ja przepadły! Trzymaj tego łajdaka! trzymaj!
I rzucił się na Boikowskiego, bojąc się, żeby i ten nie uszedł mu jeszcze.
Zmora rachując na to, że w komorze nie był, a o jego współuczestnictwie nikt nie potrafi dać świadectwa, nadzwyczaj gorliwie pomagał żydowi i straży po niewczasie, kląć zawzięcie zbiegów.
Z całej bandy, jeden tylko winowajca, może najmniej, nie z własnego winien pomysłu, pozostał w ręku; reszta już w różne strony biegła uciekając od sprawiedliwości ludzkiej, gnana mściwą ręką Bożą, która w każdem złem umieściła ziarno kary, rosnące z niem razem.


Odwróćmy oczy od tego obrazu krwią zbryzganego i zbrodnią, a zakończmy powieść przenosząc się do Zaborza, w miesiąc po opisanych wypadkach.