Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy, chodźmy do niego, podzielmy się z nim naszem szczęściem.
To mówiąc, choć niezbyt silna, podniosła się z kanapy pani Żacka, podniecona uczuciem, i Bolek troskliwie okryty przez matkę, podtrzymywany przez nią, zdrów swojem szczęściem, poszedł razem z niemi. Justysia zapłoniona, to na niego to na matkę z rzewnym poglądała wyrazem.
I wśród drogi pochwyciła jej rękę niepostrzeżona... przycisnęła do ust, potem do serca... było to podziękowanie; zrozumiała je wdowa i zapłakała wzruszona.
Zapukali do drzwi izdebki.
— Któż tam? to pewnie moja panienka? — rzekł Stanisław podnosząc się na łokciu — o proszę, proszę! — Zdziwił się, gdy za otwarciem drzwi wtoczyli się do niego wszyscy, których tylko pojedyńczo zwykle widywał... Po twarzach wyczytał, że nie darmo przyszli.
— Mój drogi Stanisławie — odezwała się Żacka — przyjacielu ojca i matki, wybawco dziecka mego, pobłogosław ze mną... pobłogosław im obojgu.
Jaka radość błysła na schorzałem licu starego sługi, nie potrafię wam odmalować... łzy gorące, łzy szczęścia puściły mu się z oczów, oddech zatamował na chwilę.
— Błogosławię, błogosławię — rzekł przerywanym głosem... o! z duszy... jakby ich błogosławił ojciec... ojciec rodzony... i widzę i czuję, że będą szczęśliwi.
To mówiąc, podniósł ręce z uśmiechem uszczęśliwienia i spokoju, szepcąc jakąś modlitwę nad głowami klęczących...
I na błogosławieństwo niech spadnie zasłona...

Marzec 1851. Hubin.
KONIEC TOMU DRUGIEGO I OSTATNIEGO.