— Nigdybym tego bez ciebie nie zrobił... miałem się zawsze poradzić wprzódy i za twoją pójść radą; alem nie wątpił, że się na to zgodzisz, iż mi czas... wybrnąć z tego...
Pani Wilczek pomyślała.
— Chcesz się więc oświadczyć?
— Tak jest.
— Sam?
— Nie, uprosiłem pana Derewiańskiego; on tu dziś przyjedzie...
— Jakto, dziś? tak, zaraz.
— Dziś, daruj mamo!
Matka trochę pobladła, zarumieniła się potem, ale prędko utaiła w sobie miotające nią uczucie, i z rezygnacją spokojną odparła:
— Będę się modliła za ciebie, a Bóg niech uczyni co tam z góry opatrzył. Lecz gdybyś mnie chciał posłuchać, tobyś to przynajmniej trochę odłożył.
— Nie mogę, droga mamo... tam ktoś już jest, tam mnie mogą uprzedzić i wyrwać mi ten skarb.
Westchnęła pani Wilczek.
— Trzebaż mi było powiedzieć, że Derewiański dziś będzie; muszę pójść do kuchni i coś jeszcze w objedzie odmienić; pewnie na objad przyjedzie?
— Spodziewam się go co chwila... ale wszak do kuchni posłać można?
— Wolę pójść sama.
Bolek jeszcze raz pocałował ją w rękę, ona go czule za głowę uścisnęła i pocałowała w białe czoło; szeptali potem coraz ciszej, a on ją przeprowadził aż do ganku. Ztąd po chwili rozmowy... pilna gospodyni pospieszyła do kuchni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.