Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten obrazek z życia matki Bolesława, któryśmy tu skreślili, słabo nam ją maluje; potrzeba ją było widzieć ciągle, w nieustannem zajęciu, w niezmordowanej pracy przy niefolgujących jej boleściach, bez jęku, bez użalenia, bez skargi, od rana do nocy krzątającą się z robotą w ręku, ze spojrzeniem zdradzającem więcej nadludzką cierpliwość niżeli cierpienie... by to ciche poświęcenie siebie chrześcjańskiej niewiasty ocenić.
Zaledwie stanęła na progu kuchni a Bolek odszedł zamyślony do swego pokoiku, gdy zaturkotało i drobne dzwonki koników oznajmiły znany zaprząg pana Derewiańskiego.
Poczciwe to było człowieczysko ten pan Derewiański, sąsiad Kluków; szlachcic na jednej wiosce, rad ze swego położenia, wesoły przy mierności, chętnie żartujący łagodnie ze wszystkich śmieszności ludzkich, trochę wychowaniec ośmnastego wieku, ale religijnie poprawiony przez żonę, żywą i trochę dziwaczną kobietę, oryginał powszechnie pomimo oryginalności swojej szanowany, wszystkim miły i pożądany gość w każdym domu. Już to bojąc się, już poważając, ludzie go bardzo słuchali, i tak miał ustaloną opinję, że komu dłoń podał, inaczej zaraz na niego spoglądano. Pan Derewiański powierzchowność miał bardzo pospolitą: maleńki, otyły, łysy, rumiany, niepocześnie ubrany, z ruchami żywemi, z fizjognomją zmienną i wyrazistą a prawie zawsze na uśmiech zarywającą, dodawał sobie oryginalności jeszcze pretensją do włosów, które pożyczał z tyłu głowy, usiłując, zawsze niefortunnie, trzymać je na przodzie, i pewnego rodzaju rubasznością młodzieńczą, trochę wiekowi niewłaściwą.
— Cichusieńko, puściusieńko i nikogo w domu, a to