Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

jej wstręt... jeśli jest wstręt.
— Alboż o tem nie wiesz?
— Mogę z panem szczerze mówić; nikogo tu nie zdradzam, a widzi mi się, że naszemu dziecku służę. Według mnie, pan Bolesław ze wszystkich tu najpożądańszy, ale go kochany panie ośmiewają ludzie, że nadto lubi książki; jak gdyby to lepiej było żeby karty, kieliszek, hulankę i szachrajkę lubił, jak inni. Toć w książce nigdy tyle złego być nie może, co w próżniactwie i rozpuście. A pani moja słysząc o tem, zakosztowawszy biedy, najwięcej widzę boi się dla córki niegospodarza.
— Niegospodarza! — wykrzyknął Derewiański z zapałem przyjaźni — a któż to u licha zmyślił, że on nie gospodarz! Niech-że mi w okolicy lepszego pokażą. U nich chyba gospodarz ten, co nieustannie ma na języku to czego nie zrobił i chwali się jak żyd krostą. On, nie gospodarz! któż mógł tak bezczelnie skłamać!
— Dużoby to o tem mówić, ale dość, że pani ma go zawsze za młodzieniaszka, co sobie nie da rady na świecie; pańskie słowo wiele tu pomódz może. Ale z panią powoli, nie nastawajcie, nie napadajcie jej; powtarzajcie tylko swoje a swoje.
— Bóg ci zapłać mój stary przyjacielu za dobrą radę; widzę, żeś ty się poznał na Bolku! Niech-że cię za to uściskam i w dodatku pocałuję.
Stanisław z uśmiechem wziął za rękę gościa i serdecznie przytulili się do siebie; poczem westchnął stary sługa.
— Oj panie, panie — rzekł — aż mi łzy do oczu podchodzą... gdzie to nasze dobre czasy, kiedy mój anioł żył. Stał tu kiedy dom tak głuchą pustką? było u nas kiedy tak smutno? Pamięta pan imieniny pańskie lub