która unikała oczów matki, wiedząc, że ją odwołują od niego.
Dwie te ciche rozmowy, w dwóch końcach pokoju wiedzione, dziwny tok przybrać musiały... każdy z przytomnych mówił, zapytywał, odpowiadał roztargniony, i usiłował jeszcze choć słowo podchwycić od drugiej pary. Matka pragnęła dojść, co mówił Bolek z jej córką, Derewiański nastawiał ucho na dochodzący go szept Justysi, a Bolek i ona, zarówno pragnęli złapać co mówił sąsiad i co odpowiadała matka. Każdy rozerwany tak, męczył się i niepokoił sobą i drugimi.
Słuchajmy pierwszej rozmowy:
— Szanowna pani sędzino i dobrodziejko — odezwał się swat całując wdowę w rękę z uśmiechem wypracowanym — nie myślcie, żebym ja tu bez interesu naprzykrzał się w Zaborzu...
— Zawsze mi bardzo miło widzieć kochanego sąsiada.
— Ale dziś może, chce pani mówić, nie najbardziej?
— Czemu?
— Boś już pani odgadła z czem przyjechałem, spojrzawszy z kim jadę; nieprawdaż?
— O, doprawdy nie.
— Być nie może! być nie może! Ale mnie to bynajmniej nie zraża, że sędzina dobrodziejka zrozumieć mnie nie chce; będę chociażby sylabizował to, co jej mam powiedzieć.
— Wierz mi pan, że istotnie nie udaję, ale się nie domyślam.
— Daruj mi, szanowna i droga pani, nie moja to wina, ale zapewne najpoczciwszej w świecie i ukochanej mojej Domicelki, z której miarę biorąc, zawsze posądzam kobiety o udawanie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.