— Najzupełniej! — rumieniąc się skłamała matka.
— Więc przynajmniej nie masz pani powodu odmawiać panu Bolesławowi domu swego. Biednemu chłopcu zbyt to będzie ciężkiem i tak do zniesienia. Pojmowałbym, żebyś pani widząc jaką rodzącą się skłonność w córce, a nie chcąc jej rozdmuchiwać, zakazała mu bywać, ale kiedy tak jest...
Pani Żacka okropnie uczuła się złapaną; kłamstwo jedno wpędziło ją w sieć nierozplątaną.
— Ale na cóż — odparła broniąc się — na cóż ma się uwodzić, do czego bałamucić?
— O! nie rozraniaj-że mu pani serca nadaremnie — żywo przerwał Derewiański — co to szkodzi, że choć popatrzy na nią...
Wdowa tak w tej chwili była zmięszana, że zamilkła, a zręczny swat skorzystał z tego, pocałował ją w rękę i zagadał wesoło.
— Więc choć za to dziękuję, żeś mu pani ze wszystkiem głowy nie ucięła... Biedny chłopiec, przynajmniej będzie miał czas oswoić się ze swojem nieszczęściem i pokonać srogi ból, z daleka na bóstwo swych myśli spoglądając... Dziękuję pani, serdecznie dziękuję...
— Ale ja panu nic nie obiecywałam!
— Owszem pani, wiele, bardzo wiele, jak skoro mu pani choć bywać dozwalasz; i za to niech ci będą jak największe dzięki. Nie znam kobiety wyższej umysłem i wspanialszej nad panią...
Gdy tak Derewiański dziękował, choć nie było za co, pani Żacka chciała się koniecznie wycofać, a nie widziała sposobu. Postrzegł to sąsiad i bardzo zręcznie począł tak odprowadzać rozmowę od pierwszego jej przedmiotu, żeby jej już nie dać stoczyć się na niebez-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.