Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnie się zdaje, że musiał pójść do Moszka, bo się coś mrucząc, zawrócił w tę stronę; ja go odwołałem... Czegoś klął i spluwał; długo mnie niechciał zrozumieć, tylko ciągle powtarzał swoje... Wciurnastki! Wciurnastki! i słowo honoru! ale jakiem mu oznajmił coście przykazali, zastanowił się, pomachał ręką i krzyknął do mnie: Idź-że powiedz panu Stanisławowi, niechaj sobie innego przyjmie sługę; ja tu za dwoma kieliszkami na dzień nie będę; wolę zdechnąć.
A to łotr niepoprawiony! — zawołał Stanisław i pobiegł do ogródka.
Tu już Jana nie było; ale drożyną zobaczył jeszcze zdala wlokącego się powoli do karczemki stojącej pod lasem. Stanisław krzyknął na niego od furtki:
— Wróć się!
Stanął.
— A co? — odparł ruszając ramionami z wyraźnie buntowniczą miną.
— Dokąd-że to?
— Dokąd! gdzie mi się podoba! No! choćby i do Moszka, to co?
— A jeśli tak, to zapewne wiesz, że już tu powracać nie powinieneś!
— U! wa! wielka mi rzecz twoje dwa kieliszki wódki, myślisz, że się na nie połakomię? Nie!... nie! Waćpan jesteś człowiek zdradliwy i nieszczery, panie Stanisławie; ja waćpana znać nie chcę! Nie powrócę! nie powrócę!
— Co ci się stało?
— A! co mi się stało! Jeszcze się pytacie? Ha! a godziło się to ze mną taki targ robić o mizerny kieliszeczek wódki, kiedy ogrodnik pije po trzy na dzień i to większych u panny Kunegundy; i słyszę, że jest