takie prawo we dworze od samej pani dane, żeby koniecznie pili wszyscy po trzy.
Stanisław nieznacznie się uśmiechnął ruszając ramionami.
— Dają po trzy tym co pracują a nie upijają się — rzekł.
— A jaż nie pracuję i upijam się, czy co? Jeszcze piję! — Wzniósł ręce do góry jakby na taką potwarz skarżył się niebu.
— Cóż ty robisz?
— Nie pilnujęż sadu?
— Co w nim jest do pilnowania?
— Co jest to jest, ja sadu pilnuję... należy mi się trzy nie dwa kieliszki; waćpan chcesz na mnie biednym się bogacić! Fe! fe! wstydź się waćpan, ja jestem żebrak, a tegobym nie zrobił! Bądź waćpan zdrów.
To mówiąc dumnie odwrócił się Jan i poszedł.
— Hej Janie czekaj! — zawołał Stanisław. — Co ci za muchy w nos wlazły?
— Muchy! muchy! — powtórzył Jan — bądź waćpan zdrów, pójdę drwa rąbać do Moszka, to mi da trzy kieliszki.
— No, idź-że! — odezwał się sługa — ale pamiętaj nie powracaj, i na oczy ani się więcej nie pokazuj.
Jan postąpił jeszcze kilka kroków mrucząc, i stanął chwilę.
— Oj dola! dola! — rzekł — kiedy dola to dola! Pijak i pijak! Kto się wyrwie: pijak! dwa kieliszki, kiepskie dwa kieliszeczki! Panie Stanisławie, posłuchajno!
— A co jeszcze?
— Dajcie mi trzy jak ogrodnikowi.
— Nie dam.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.