Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

— Jest!... już moja Tereniu!... A! idź sobie precz Michale; nie wart jesteś takiej żony jak ja...
Rozmową cichą, potem szeptami skończyło się wszystko dosyć późno, i małżeństwo rozeszło się w najlepszej zgodzie i harmonji.


IX.
Intryg ciąg dalszy.

Przy Zapadni, którą już w początku tej powieści poznaliśmy, stała bryczka pana Alfreda Kalanki i jego kozacy; pana nie było widać; słudzy spiesznie łykali kryjomo wyniesioną im wódkę, a Jagoda niedopalone cygaro u fajki Zabijaki rozżarzywszy, dym chciwie pociągał.
Oba jednak, pomimo dymu i wódki, któremi się raczyli, mieli miny nie wesołe, jakby na nich strapienie pana się obijało. Zmora siedział opodal trochę na kłodzie, smalił także swój bakun z drewnianego cybuszka, i czynił zajmujące uwagi nad przyjezdnymi, powozem i uprzężą. Obok niego spoczywała siekiera, godło jego zajęć, bardzo jednak rzadko zajęte.
Zmora tak mówił do siebie:
— Patrzcie! postronki jak u chłopa! a toż bryczka pańska i malowana... to nieładnie! ludzie poprzebierani w tak szerokie szarawary! coby to z nich było worków! a gdyby w te worki nasypać zboża, to zboże zanieść na targ i sprzedać! Uśmiechnął się Zmora...