Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widać, że sobie Zapadnię obrali na swoje narady, nie pierwsza to już, nie ostatnia; drugi raz będę wiedział co począć, teraz potrzeba dać pokój.
Oka jednak z nich nie spuścił, usiłując wybadać wejrzeniem czego nie mógł uchem. Widocznie pan Alfred był silnie rozogniony i wzruszony, bo wywijał rękoma, zastanawiał się, rzucał i chodził, brał za włosy, przyskakiwał do ekonoma i zdawał się zarazem zniecierpliwiony, zły i zapalczywy. Boikowski z założonemi w tył rękoma, to na niego spoglądał gdy mówił, to go brał za rękę i coś mu podszeptywał, jakby go przekonywał.
Podsłuchajmy ciekawych zwierzeń tych panów.
Za ukazaniem się ekonoma, Alfred przybliżył się żywo do niego i zawołał:
— Domyślasz się już, domyślasz zapewne; dostałem stanowczą i wyraźną odmowę... ot coś zrobił!
— Juściż pewnie nie ja tego chciałem i nie jam to zrobił — rzekł zsiadając z konia ekonom; — ale ten przeklęty Derewiański i Stanisław, którego pan nie umiałeś ująć.
— A jakiem go miał ujmować? tańcować przed nim czy co? dawałem mu pieniędzy, nie wziął; w ręce go całować nie będę. Mówiłeś przecie, że masz taką przewagę nad panią, czemużeś jej lepiej nie usposobił?
— Nie żałowałem perswazji, ale to się wszystko rozbiło, ja nie wiem o co. Pani zmieniona, nawet dla mnie samego zimna, rozkazująca; o panu i mówić nic nie dała. Zaraz w początku zaparła mi usta tem: o panu Alfredzie proszę mi nic nie mówić.
— O! srogo, srogo się pomszczę! — zawołał chodząc i śmiejąc się Kalanka — choćbym miał zginąć sam; i na tym młokosie, i na tym starcu, i na wszystkich.