Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Najniepodobniejsze do uskutecznienia zamiary chodziły mu po głowie; chciwie pragnął bliżej się dowiedzieć o knującym spisku, ale zbyt był poczciwy, zbyt wahał się w wyborze środków, by idąc prostą drogą, mógł na kryjącą się w ciemności trafić zasadzkę.
Tymczasem na wieczornej tajnej naradzie, zburzony i gniewny Alfred zgodził się już całkiem na wnioski pani Boikowskiej, tryumfującej że wnioski swoje przyprowadzi do skutku. Ona sama podjęła się ułożyć i napisać list zmyślony, a przez Frunię, którą piękny złoty łańcuszek całkiem na stronę Alfreda pozyskał, dostawszy piosnki przepisanej ręką Bolesława, obiecywała nawet udać charakter jego. Boikowski nie umiał się temu oprzeć, ale nie pochwalał wcale zuchwałego kroku, który go przerażał; czuł on całą wielkość występku i odpowiedzialności jaka mu groziła... Strach starczył za cnotę.
Nazajutz karteczka następująca znalazła się w tualecie Justysi pod poezjami Zaleskiego:
— „Są cierpienia nad wszelką cierpliwość, na nie musimy szukać ratunku, choć przeczuwamy, że w nich nowych cierpień może być niebezpieczeństwo. Nie zlitujesz się nademną ani nawet słowem odpowiedzi? Przebacz mi pani zuchwalstwo, popełniłem je w chwili szału... O! gdybyś miała tyle litości w duszy, ile ja rozpaczy?

B...“

Głupi ten liścik kosztował Teresę całodzienną prawie pracę; układała go mozolnie razy kilka coraz inaczej; nie udawał się jej, wreszcie przepisała go ze starego jakiegoś romansu, starannie wynaśladowała charakter, do czego miała prawdziwy talent, i złożywszy oddała