— Jakże była, smutna czy rozgniewana?
— Niespokojna i poruszona, a z początku gniewała się dobrze.
— To naturalnie; pierwszy taki list, który w życiu odbiera kobieta, musi niepokoić, a zatem wszystko prześlicznie.
— A! a! ja jeszcze drżę.
— Widać Fruniu, żeś w pierwszem polu jeszcze — rozśmiała się ekonomowa. — O! niebój się, ostrzelasz się potem; dziecko z ciebie, chodź do mnie naradzimy się co robić.
Pobiegły na folwark; w tejże samej chwili Stanisław z różańcem nadszedł, dwór i ogród wedle zwyczaju oglądając; posłyszał głosy kobiece, dotarł do furtki, ale w ciemności nikogo dojrzeć nie mógł. Nie smakowały mu te nocne wycieczki, pokręcił głową, postanowił pilnować się baczniej jeszcze koło domu i wziąwszy pod swe rozkazy Maćka z Janem, długo spać się nie kładł, żeby dojść kto z folwarku będzie powracał. Ale Jan i Maciek prześlepili przemykającą się Frunię, a Stanisław był z drugiej strony, gdy do garderoby wpadła i cicho omackiem rozebrawszy się, do łóżka wskoczyła.
Dzień następny postanowiono przeczekać, dobrze uważając, jaki skutek na panience zrobi podrzucony listek. Frunia kręciła się koło niej od rana, czytając w jej oczach, odgadując myśli. Justysia była tylko smutna i zamyślona. Stanisławowi, który wedle zwyczaju przyszedł jej powiedzieć dzień dobry i posprzątać w jej pokoju, pierwszy raz w życiu odwróciwszy się od niego, odpowiedziała tak sucho, z tak widoczną niechęcią, że starzec popatrzywszy na nią długo, stanął osłupiały na miejscu, i wyszedł ze łzami w oczach.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.