Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

ułożone. Zegar szafkowy, stojący naprzeciw łóżka, powolnym chodem oznajmywał pani domu bieg czasu, którego wartość znała lepiej od innych.
Jej tu nie było w tej chwili; Bolesław zajrzał tylko na palcach podszedłszy do cichego kątka, nie zobaczył matki i wyszedł do siebie, smutnie potrząsnąwszy głową.
Dwa pokoiki Bolesława, na których również znać było rękę i pieczę kobiecą, sień tylko przegradzała od pierwszych. Większy służył mu dla przyjęcia gości jego bardzo rzadkich; rozweselały go broń zawieszona na ścianach, kilka sztychów ze Smuglewicza i widoków Canalettego, trochę kwiatów, wreszcie i widok na dalekie lasy i rzekę. Drzwi szklanne wprost wiodły ztąd do nad-Styrowego ogródka. Drugie łączyły go z sypialnią Bolesława, utrzymaną w porządku nie przesadnym a miłym. Tu wszędzie przebijało się upodobanie gospodarza: w reszcie pokoików nie walała się żadna książka, żaden papier mogący wydać tajemnicę poety (przyjmiemy to przezwisko nadane mu przez niechętnych), ale w sypialni książki miały pierwsze miejsce. Pełno ich było wszędzie, stół duży przy łóżku cały się pokrył niemi. Na sofie z przeciwnej strony spoczywało także kilka otwartych, półka przy ścianie dźwigała ich jeszcze trochę, było parę na kominie, parę w kącie na stoliczku. Ale najjawniejszym dowodem grzechu poezji był stos papierów i papierków, w głowach łoża, na których zdala odgadnąć było można jakoś od razu, że nie rachunki gospodarskie mieściły.
Papier zapisany ma także właściwą sobie fizjognomję; oko co się z nim częściej widuje, pozna od razu, czem jest każdy jego zwitek, każdy obdarty szpargalik. Inaczej wygląda urywek listu plenipotenta, inaczej kartka