Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

rek, cebulowatego kształtu, leżący na krześle przy łóżku, i zadziwił się, że poczciwy starowina wskazywał już po dziewiątéj. Myślał, że pobałamucił; wziął go do ręki, przyłożył do ucha; stary druh odzywał się jak najporządniéj i gang miał zupełnie zdrowego zegarka.
— Czyżbym ja tak zaspał?
Stukanie do drzwi powtórzyło się, a odpowiedzi na pytanie brakło. Kniaź wyskoczył kołdrą tylko okryty, odryglował, otworzył, spojrzał i wesoło zakrzyknął:
— Ano, przecież!...
Drzwiami, które natychmiast zaryglowano, wszedł młodziuchny kadet w codziennym mundurku; chłopak lat około dwudziestu, różowy, wesół, śmiejący się, z tą rzeźwą fizjonomją młodości czerstwéj, która godzi z życiem.... Kniaź dopadł łóżka.
— Siadaj, Stefuś! Siadaj, zrzuć z krzesła mój kontusz, choćby na ziemię. Jakże się masz?.. dlaczego tak dawno nie byłeś u mnie?
— Albo myślisz, że z korpusu tak ła-