przywiózłszy tysiąc dukatów, trzęsie trzosem żydom pod nos po całych dniach, a potém nietrzeźwo późno w nocy powraca do domu. Ale ja, u którego dukat rzadkim gościem, a talar poważną figurą... Cha, cha, cha!... Ci ichmoście nie tak są głupi, jak myślisz.
— O, nie o to się téż lękałem — rzekł Stefan. — Ale muszę ci się przyznać... nie mów o tém nikomu... Naturalnie u nas między młodzieżą są różni, są i tacy, co gotowi karku nadkręcić, aby się zabawić i zobaczyć coś zakazanego. Wczoraj naszych kilku zamaskowanych było na reducie... Oni, nie wiedząc, żeśmy bracia cioteczni, opowiadali mi o wczorajszém waszém wystąpieniu. Konstanty, co ci się stało? Dopieroś sobie piwa nawarzył! Na miłego Boga, co to było?... wytłómacz mi. Ty, co potrzebujesz właśnie przyjaciół, protekcji, pomocy... ty od razu rękawicę rzuciłeś całemu temu światu, bez którego się nie obejdziesz... Obraziłeś na siebie wszystkich... Dziś twoje nazwisko noszą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/102
Ta strona została skorygowana.