— Ale cóż mam z nim robić! gdybym nie wziął, staryby płakał... Mam mu to wszystko oddać, gdy kniaź Konstanty Korjatowicz Kurcewicz wróci tryumfalnie w posiadanie Korjatówki, Szalejówki, Barbanowic i Zerwigrodu z przyległościami!!
— A jeśli nie wróci? — spytał Stefan.
— Jeśli nie wróci, — dodał Konstanty, — daję ci słowo, kniaź pójdzie służyć za parobka i dług odda do grosza. Jestem młody, mam kawałek głowy i rąk dwie silnych, ludzie się dorabiają przecie... pracować umiem, żadnéj się nie powstydzę pracy... resztę pan Bóg da... Chodź na kawę...
Stefan się jeszcze oparł zaproszeniu i bojaźliwie sięgnąwszy do kieszeni mundura, dobył z niéj ładnego nowiuteńkiego dukata, pokazując Konstantemu z uśmiechem.
— Widzisz, że jak na kadeta, którego wszystkie potrzeby są zaspokojone, jestem wcale bogaty, daleko bogatszy, niż ty z twojemi dwoma dukatami i talarem... Wymagam więc po sprawiedliwości świętéj, abym ja za kawę zapłacił, inaczéj pić jéj nie będę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/116
Ta strona została skorygowana.