Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

szczył... Oczy niebieskie były jak na pół zagasłe, wzrok nieśmiały, usta blade... rączki miał białe i pulchne jak u kobiety, ale pod skórą ich przejrzystą widać już było nabrzmiałe żyły, jakby namiętnością przedwcześnie rozwiniętą... Stąpał lekko, razem nieśmiało i zuchwale...
Zdaje się to sprzecznością, ale u ludzi słabych, wola objawia się wybuchami gwałtownemi, przezywanemi prostracją, a młodzian właśnie należał do tych istot, które są dlatego niezmiernie odważne, iż im na prawdziwie męzkiéj, chłodnéj i wytrwałéj zbywa odwadze.
Okręciwszy się na nóżce i spojrzawszy po pokoju, rzuciwszy okiem na panią siedzącą przy czekoladzie, która się żywo odwróciła. Gość okiem bystrem zmierzył kadeta i kniazia, mrugnął tylko na posługacza i kilka razy przeszedłszy salkę, złożył kapelusz i rękawiczki na najbliższym naszych braci stoliku...
Z, kapelusza i rękawiczek ziała tak przyjemna woń angielskich perfum, iż Konstanty aż się odwrócił, aby zbadać, zkąd