Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

już od... a! djable długo... nadto dla mnie, pilnując nieszczęśliwego procesu...
— Z kim? Z Woronieckiemi? — zapytał Siemionowicz.
— Tak, zgadliście... odebrano mi ojcowiznę... nie mam gdzie podzieć głowy... kochałem Korjatówkę... muszę się procesować o grób ojca i matki, o posag biednéj siostry...
— A proces idzie? — zapytał pan Siemionowicz.
— Jakże chcecie, by szedł ubogiemu, bez protekcji i pieniędzy z ludźmi, którzy mają jedno i drugie?
— Przepraszam kuzyna, — rzekł słodziuteńko Siemionowicz, — ale kiedy tak rzeczy stoją, czyby nie należało próbować jakiéjś zgody? układu? porozumienia?..
— Uwłaczałbym przez nie pamięci ojca, który ten proces prowadził, i siebiebym skrzywdził przyznając się do nieprawnego poszukiwania takim układem. Wyglądałoby to, jakby rabuś co na gościńcu mnie odarł, bojąc się żandarma i pachołków,