Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/122

Ta strona została skorygowana.

ofiarował połowę mojego własnego worka... a ja go przyjął, nie ufając trybunałom i sprawiedliwości mego kraju... Nie pokrzywdzę ani ojca pamięci, ani siebie, ani dostojnych mych sędziów, będę czekał przegranéj w ostatniéj instancji, a wówczas powiem sobie: Bóg dał, Bóg wziął, i — pójdę pracować...
Wyrazy te wymówił Konstanty z żywością wielką, a Siemionowicz wysłuchał ich z równie natężoną uwagą. Nie można już było mówić o procesie...
— A jakże czas spędzacie? — zapytał kuzyn.
— Spojrzyj na mnie, kochany panie, — rzekł śmiejąc się kniaź, — a odgadniesz... Jestem tak dumny, że się mojego ubóstwa nic a nie nie wstydzę. W téj sukni, którą widzicie na mnie, byłem wczoraj raz pierwszy i ostatni na reducie, bo tam wolno każdemu wnijść, jak Bóg dał, ale z nią trudno szukać świetnego towarzystwa... Siedzę w domu, dłubię się w papierach, chodzę na przechadzki, czasem Stefan do mnie przyjdzie, czasem się dobiję do mo-