jego mecenasa, który dlatego tylko raczy mi udzielić protekcji, że w jego kurendzie pięknie brzmi proces kniaziów Korjatowiczów z Woronieckiemi... ot i po wszystkiém...
— Wy widzę, — dodał, — należycie do cale innego świata... a ten świat dla mnie i z innych powodów od wczoraj zamknięty.
Siemionowicz się uśmiechnął.
— Dlaczego? — rzekł, — pozwólcie sobie powiedzieć, że choć w tym sądzie o nim niesprawiedliwi może jesteście. Ten świat ze wszystkiemi wadami swojemi, ma uczucie wielkie, poszanowanie dla charakterów, dla odwagi... dla wszystkiego, co niezwyczajne i uderzające. Właśnie tém wystąpieniem wczorajszém otworzyliście sobie drzwi wszystkich salonów... jesteście czémś nakształt owego paysan du Danube... Wszyscy poznać was pragną, panie goreją ciekawością, szczęśliwy będzie, kto was pierwszy pochwyci...
Konstanty spojrzał zdziwionemi oczyma.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/123
Ta strona została skorygowana.