Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

prądem... Najpiękniejsze zalotnice nie starzeją się, bo nie czują nic... konserwują się w lodzie jak wiktuały, jak zamarzłe pod biegunami mammuty...
Gietta patrzała, a Konstanty upijał się jéj wzrokiem... Nielitościwa próbowała na nim siły i mogła być zadowoloną. Mężny atleta wczorajszy stał przed nią jak student przed cenzorem, zapomniawszy lekcji.
— Zrób mi książę jedną łaskę...
Konstanty jeszcze ust nie mógł otworzyć.
— Przyjdźcie do mnie dziś, ale koniecznie dziś na obiad... z hrabią Siemionowiczem...
Kurcewicz odzyskał dopiero nieco przytomności pod tą straszliwą groźbą... powoli myśl jego wróciła do straconéj równowagi, przybyło mu męztwo.
— Pani starościna daruje mi... ale... nie mam nawet przyjemności znać pana starosty...
— To ja go do was przyślę, jeśli chcecie i on pierwszy was odwiedzi, mój książę — zawołała natrętnie starościna — ja chcę, ja proszę... Znana jestem w War-