szawie z mojéj samowolności, z moich wybryków dziecinnych; wszyscy mnie słuchać muszą... a książę chciałbyś mnie zdetronizować!!
Kniaź oburącz resztę odwagi pochwycił, westchnął.
— Starościno czy królowo — rzekł weseléj — jestem wieśniak dla procesu w Warszawie, jestem ubogi... mam ten jeden kontusz, w którym mnie pani widzi... na obiad w nim nie pójdę, a daję słowo, że drugiego... nie posiadam...
— A! mais c’est adorable! — zawołała zacierając rączki starościna — mais cest delicieux... ale to właśnie będzie najoryginalniéj, gdy książę przyjdziesz tak jak jesteś. Daję słowo, że nie zaproszę nikogo oprócz mojego męża... panów wszystkich... no! i może kasztelanową Ninę, ale więcéj... daję słowo nikogo!! nikogo! a! przyjdź pan, uczynisz mnie szczęśliwą, będą mi zazdrościć! A potém nie idź już nigdzie, do nikogo... choćby cię najmocniéj proszono...
Mój książę! — to mówiąc porwała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/130
Ta strona została skorygowana.