olbrzymiéj, ramion herkulesowych, twarzy rozlanéj kwadratowéj, rysów twardo wyciosanych, z rudym podbródkiem i podstrzyżoną krótko głową, na któréj włos jeżył się jak szczecina — stał oparty na szczotce z założonemi rękami. Zrzucił był z siebie kapotę zabierając się do zrobienia ładu i ubrany był tylko w pół-żupanik spłowiały, którego przód był kitajkowy, a plecy z bawełnicy.
Twarz jego wieśniacza, mimo pospolitych na pozór rysów, uderzała bystrością jakąś, rozumem i dobrocią. Popatrzał na wchodzących młodzików uśmiechając się...
— Szast, prast! — zawołał, — ledwie wyszli, ledwie się człek zaprzątnął koło roboty, już z powrotem... Trzebaż było się tam zabawić, tobyś książe znalazł stancję trochę czyściejszą... a czas się było do niéj wziąć dawno... bo już nie do wytrzymania nieład... książe wiesz, że ja to sam muszę zrobić, bo są papiery... i nie chcę, żeby gadali, co jest a czego niéma...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/135
Ta strona została skorygowana.