Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

Spojrzał na zafrasowaną twarz kniazia stary olbrzym, i widocznie się zaniepokoił.
— Ej! ej! co się stało? — zapytał, — coś jest?
— A! mój stary Grzegorzu, — zawołał kniaź, — jest... prawda. Spieszyłem do ciebie, bo ja twéj rady potrzebuję...
— Wy! mojéj rady?.. a to coś dobrego! — zaśmiał się ukrywając trwogę Grzegórz i ruszył ramionami.
— Biedy sobie narobiłem, — zawołał kniaź.
— Wczoraj? na reducie! — spytał uśmiechając się olbrzym. — E! toć ja już wiem... o tém gadają wszyscy, niema to nic tak bardzo złego! Dawno się to należało im wszystkim... a żeś im kniaź prawdę rąbnął, nie szkodzi. Strawią ją... to panie, strusie, dobry mają żołądek... No, a co daléj?..
— Mój Grzegorzu, tyś mi zastąpił rodzinę, opiekunów... tyś mi był radą...
— Ale dosyć, dosyć tego bałamuctwa, — przerwał gwałtownie Grzegórz, — ktoby myślał, że to wszystko prawda!.. Wielka