Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

— A będziesz słuchał i poradzisz?..
— Będę zamiatał i słuchał, — odparł Grzegórz — tylko drzwi trzeba zaryglować, nie wypada, żeby mnie tu widzieli ze szczotką w ręku, boby się ludzie śmieli... Siadajcie paniczykowie na łóżku, a ja wprędce porządek zrobię...
Stało się, jak despota rozkazał, a kniaź rozpoczął opowiadanie wczorajszego wypadku na reducie.
— To ja już wiem — rzekł Metlica — bo choć różnie opowiadają, ale słyszałem... a reszty się domyślę. A no, co dalej?
— Wyszliśmy ze Stefanem do Saskiego ogrodu — mówił kniaź — a tam wypadek chciał, żeby nas zaczepił i przyczepił się do nas Siemionowicz, krewny pono.
Metlica stanął i oparł się na szczotce, pocierał czoło silnie.
— Siemionowicz! czekaj książę... taki mdły, kurczątko białe? wymokły... a zowie się hrabią?
— To on.
— Wiem, wiem — dodał Metlica — on tu dojada ojcowizny, mało mu się zosta-