chem... Cóż mu z tego, że ludziom banialuki prawi?
— Ale jaka bo ty jesteś nudna z tém rozumowaniem: na co? dlaczego? on musi mieć do tego powołanie! Duch go proroczy męczy i zmusza mówić ludziom dla przestrogi...
Nina ruszyła ramionami.
— Nie rozumiem.
— Duszko, ja także nic rozumiem, i to właśnie mnie nęci, że rzecz jest niezrozumiałą. Wystaw sobie, księżna wojewodzina była u niego, marszałkowa koronna, podczaszyna, nawet pani krakowska... osoby poważne... Wszyscy się cisną... a ja — dodała ręce załamując Gietta — ja dotąd nie byłam... Nie mam z kim pójść!!
— A! otóż słowo zagadki! — śmiejąc się przerwała Nina... — daléj już wiem, idzie ci o to, nieprawdaż, abym poszła z tobą?
— Gietta rzuciła się jej na szyję...
— Złota moja! wiedziałam, że ty to zaraz swoim rozumkiem odkryjesz... a! tak! tak!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/14
Ta strona została skorygowana.