Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

ło... chce się ożenić bogato; ale to człeczek, co sam przez się nic nie robi, tylko go popychają.
Pokręcił głową.
— Służka wielkich panów... kręci się przy tężyznie, rad że go ona cierpi i przyjmuje... No! no! co daléj, mości książę.
Stefan szybko opowiedział spotkanie ze starościną i gwałtowne zaproszenie na objad; twarz ex-kuchmistrza przybrała wyraz poważnego zamyślenia.
— I kniaź przyrzekł? — spytał cicho.
— Dałem słowo... Wiesz co o starościnie? — dodał książę.
Metlica gładził rudy podbródek, i myśli a wspomnienia zbierał.
— Starościnę cały świat zna, nawet tacy ludzie jak ja — rzekł po chwili — toćto jedna z najpiękniejszych kobiet w Warszawie i najniebezpieczniejszych... mąż będzie kiedyś wielkim panem, ale co mu po tém, kiedy już dziś znudził się wszystkiém!! Dom — nie dom! Ojciec starosty jeszcze żyje. Kobieta jak żmijka. Ale poco